Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

osądziła wieczorne powietrze zbyt chłodnem dla syna, weszliśmy do domku; Edward zaprowadził mnie do przybocznej izby, tam pokazał mi stołeczek i okno, gdzie Ojciec kilkanaście lat pracował. Mocne wzruszenie te przerywane słowa wyrzec mu tylko dozwoliło: »I to było dla mnie.. a ja, cóż podobnego uczynić potrafię?..« Odeszliśmy; w drodze szanowny pleban zwierzył mi słodką i prawie pewną serca nadzieję, (o ile nadzieja ziemska pewną być może) iż Edward, skoro przyjmie kapłańskie święcenie, będzie po nim tej owczarni pasterzem; cieszył się cnotliwy starzec, że godniejszego od siebie następcę zostawi, i dawnom już tak żywej radości w oczach jego nie widział.




Pogrzeb Kościelnika.


Jak miłą oku, jak ujmującą serce, jest okolica wiejska, kiedy śnieg jeszcze się bieli u stóp jej pagórków, a ich wierzchołki już zieloność zdobić zaczyna. Parę dni słonecznych promieni, parę nocy ciepłego wiatru, lubą wiosnę z głębi zimy wyprowadzić zdołają. Trudno pojąć, jak mogła tak żywa zieloność, tak długo śniegiem być obleczoną. Z odżywioną przyrodą, dusza nasza nowego życia nabiera. Szczęście zdaje się milsze, umysł bogatszy w myśli, sam smutek przywdziewa niejaką barwę radości, i cieszy się widokiem otwartego łona wszechrodnej ziemi. Wtedy młodzież się weseli, wiek dojrzały uważa, sędziwy zgadza się ze swym losem. Jasne włosy dziecięcia igrają przy pląsach jego, wiek doj-