Strona:PL Klemens Szaniawski Ojciec Prokop.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  20  —

wo jest słowem, zapewne, ale w tym wypadku — piorunowałem w duchu na słowność. Być w Odessie i nie widzieć Odessy, nie zabawić się, nie odpocząć, nie zjeść i nie wypić, jak należy, no, to mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło.
Zamyślił się, do kieszeni sięgnął i wydobył z niej staroświecki zegarek; przy złotym łańcuszku wisiało kilka medalików mosiężnych.
— Dziwno ci zapewne — rzekł — że ja takie breloki noszę. A no, każdy według siebie. To jedno, co człowiek ma prawdziwie swoje i prawdziwie własne. Wiarę masz, majątek masz; ogień ci tego nie spali, filut nie wyłże, złodziej nie ukradnie. We mnie, co prawda, trzęsła się ta wiara, jak kobiałka za wozem, ale mi ją dawny przyjaciel gwoździami do duszy przybił. Ja wierzę po prostu tak, jak on mnie nauczył... i gdyby nie to... świat głupi, ludzie jacyś nie moi teraz, a starość ciężka... Ja, bo widzisz, mam astmę, reumatyzm, katar kiszek, coś niedobrego w wątrobie, popsute nerwy, choć