Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stry swój rozum, orzekł, że aczkolwiek jestto przedsięwzięcie trudne, jednak nie niemożliwe...
Zrobiono zaraz sesyę z Berkiem Francuzem i Tojwią Makiem, którzy zostali tą nowiną niepomiernie zdziwieni.
— Beniamin, — orzekli zgodnie, — nie wygląda jak zwykły człowiek, często zamyśla się, nie odpowiada na pytania, postępuje jakoś dziwnie. Oczywiście, jest on istotą niezwykłą, a zresztą, któż wie... czy ten Beniamin jest naprawdę Beniamin?
To jeszcze wielka, a wielka kwestya!!
Gdy po przygodzie z żydówką, niosącą kosz jaj, Beniamin i Senderił weszli do „klojzeł“ (bóżniczka) zastali tam straszliwy harmider. Sesya tamtejszych polityków była niezmiernie burzliwa, a Icek Pasztan darł się na całe gardło, starając się przekrzyczeć obecnych.
— Patrzcie tylko, patrzcie! — wołał — co pisze nasz „Jejsef“ (zdaje się, że to będzie Józef Żydowin), patrzcie, co tu stoi! — wolał Icek, wskazując palcem odpowiedni wiersz w książce... — „gdy Aleksander Mugden chciał pójść do „jenodow ben rejchow“, przyszedł do „gór ciemności“, ale