Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jedle Rymacowom het zmarnił! — ozwał się brat wójta, Jakób Cisek.
— Ten, co jom nieboscyk na Świentego okfiarował! — zawołał Klamkos.
— Po coś sie poruwał na to, kie téj robocie nie rozumiés? — krzyknął Malinowski.
— Basarkania! Pytał cie wto o to? — zawołał Krzysiak ze złością.
— Haj! Haj! Pytali my cie ty gałganie, łotrze, faktorze koński, ty pusta łeb! — huczeli chłopi.
Marcin Mudroń drżał i myślał, że go będą bić. To ci sami, co tak chętnie ofiarowywali owsa, jarcu, prosię, barana. Mudroń spojrzał ku Harbutowi, bo i on przyszedł, spojrzał ku niemu błagalnie, rozpaczliwie, jak kot, którego chłopaki psom chcą rzucić, patrzy na starsze osoby — Harbut się nieśmiał za innymi. Ale Harbut splunął