Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niebe jéj nigda ziuziu, niebe nigda nieodziata! Nigda! Nigda! Nigda!
I zanosił się od płaczu z bólu nad nędzą swych dzieci, rozrzewnienia na myśl o tych dostatkach, któremi je otoczy.
— Tata płako — zauważył Jaś.
— Płako — powtórzyła Zosia.
A Mudroń postawił Zosię na ziemi, skoczył do izby, wygrzebał gdzieś suchy ułomek moskola, wraził jej w garść i począł dalej patrzeć na kloc jodłowy.
Patrzał, patrzał i nic nie widział... Kieby jesce tén parobek zaśpiéwał!... Póki głos choć zdaleka dolatał, nie czuł się Marcin tak samotnym z tym Świętym, śpiącym w jodłowem drzewie.
— On hań jest, Świenty Jantoni, ale jako go dostać?
He, niebees ś nim jinacyl robiéł,