Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jino jako ze złobe, cy z ławom po pod ściane... Trza wymiérzać i rób...
Ba — ale jak?
Złób to złób, a ława to ława... Ale haw trza głowe, rence, nogi wyrzezać... Trza sprawić ocy, nos, gembe... A jesce to nie tak, ale u Świentéj osoby... I kieby to ta jesce jaki Świenty nie taki, ale to ze samego pirsego końca Świentyk, ze samego przodka... To telo, co Świenty Jan, bez mała co i Świenty Józef.
I padł Marcin Mudroń na kolana, prasnął kapelusz z głowy, przeżegnał się i począł się modlić na głos: Panie Jezu, ojce świata, dej cobyk przecie tego Świentego Jantoniego z téj jedle wykrzesał, i Ty, Świenty Jantoni, patrónie złodzieji, dospomóz, cobyk Cie przecie telo doprawdziéł, coby kozdy doświadcéł, ześ to wiera Ty sam, a nie