Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cyło, onacyło! Od malućka! Déj go przecie bacem. Mnie jus béło na śternosty, kie on taki hłopcyk w kosulce ganiał, gaci, przepytujem mu nie syli, bo nie béło s cego, a kie mu w powietrze moskola kuścik, abo grule warzonom rucili, to tak w powietrzu dopad, jak pies. Bo to straśnie głodne a biédne béło.
— No, ale sie teroz sprości! To sytko nic. Ale za te dziesieńć dukatów Harbutowyk to se i pola kupić moze.
— Ze ba jako?! Kupi! Jesce i kęs!
— Skońcéła sie Mudroniowo biéda.
— Zje dy dobrze.
— To nic, jino Pombóg nieboscyka Rymaca tak wej nathnon.
— Moze? A to wiécie i Harbut dobrze robiéł, co zbijał, bo kieby niémiał, toby niedał.
— Sprawiedliwie padacie. Juści wi-