Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I znowu się rozśmiał końskiem rżeniem.
Chłopi patrzeli po sobie, wtem wrzasnęła Zwardoniowa:
— I wy, hłopy, takiego głuptoka słuhocie? Niek sie tu zadusiuje, co wiencél na siano nie pudzie!
— Hy! hy! hy! Nie zadusiujem sie nijako! Zaroz dziś pudem, jino się kumendyjo skońcy!
— Wiera! Pudzies! Psiogłowce jeden! — wrzasnęła Zwardoniowa.
— O bo pudem! Moje sarnecki bedom mie hań cekały, jako i kazdom noc. Bedom sie do mnie przipatrzowały, jako im niesem. Nozkami grzebiom, bijom w śnieg. Jo im hań dołek wygrzób we śniegu, bo jedne to se racyj z gałęzie idom sianko skubść, a drugim to sie zaś widzi ze ziemecki świentyj zbiérać.
— Wicie go! Jesce be sarnom do-