Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jeden ze synów Pscelarza przypadł i palnął Murzańskiego palicą przez plecy.
— Kumendyjo! — krzyknął Murzański, wyszczerzając zęby w śmiechu.
— Cłeku! — ozwał się Fronek, chłop stary i mądry — Cłeku, cy nie rozumis nic? Nie hańbis sie, coś złodziéj? Nie straf cie Boskiego sądu?
— Hy! hy! hy! — śmiał się Murzański. — Pon Bóg powi, cok dobrze robiéł. Brałek wom, coście mieli, a dawałek sarnom, co nimiały. Kieby na jednego, to niepowiem! Ale jest wos haw gazdów piendziesieńci takik, co siana majom dość. Zimy twardyj niebe wiencél, jak piendziesiont dni; kieby kozdy roz siano do lasa lo sarnów wyniós, toby starcyło. Jo u kozdego niebéł, jacy jino roz. Coz to za tako krziwda? Co hłop na plecy zabiere?