Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 03.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

brawszy pełną godności postawę, zaczął:
— Kiedy jeszcze ziemia dookoła należała do synów Wielkiego Manitou i nie było u nas żadnej bladej twarzy, wtedy...
— Wtedy mogliście wygłaszać mowy tak długie, jak wam się podobało, — przerwał Old Shatterhand. — Blade twarze jednak lubią mówić krótko.
Kiedy czerwonoskóry wygłasza mowę, to napróżno czekać jej końca; obecna rozmowa zabrałaby może kilka godzin, gdyby Old Shatterhand nie przerwał jej na wstępie. Czerwony rzucił na niego napół zdziwione, a napół gniewne spojrzenie, usiadł i odezwał się:
— Huczący Grzmot jest sławnym wodzem. Liczy znacznie więcej lat, niż Old Shatterhand i nie przywykł, aby mu młodzi mężowie przerywali. Powiedziałem. Howgh!
— Mąż może liczyć wiele lat, a mimo to mieć mniej doświadczenia, niż młody. Chciałeś mówić o tych czasach, kiedy jeszcze nie było tu bladych twarzy, my jednak mamy mówić o dniu dzisiejszym. A ponieważ ja kazałem cię zawołać, więc ja też pierwszy będę mówił. I ja powiedziałem. Howgh!
Była to ostra nauczka, to też tamci zamilkli, a on ciągnął dalej:
— Wymieniłeś moje imię, a więc mnie znasz. Czy znasz także tych dwu wojowników, którzy siedzą obok mnie?
— Tak. To Old Firehand i Winnetou, wódz Apaczów.
— Wiesz więc zapewne, że byliśmy zawsze przyjaciółmi czerwonych mężów. Dlaczego ścigaliście nas?
— Bo jesteście przyjaciółmi naszych wrogów.
— To nieprawda. Wielki Wilk pojmał nas, mimo, że