Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

hand podniósł sobie przy jej pomocy bardzo zręcznie tylną portjerę? O tem, że musimy poddać się wszystkiemu, Obadja nie pisze, mowa jest tylko, jak słyszałeś już, że nie będziemy myśleć o oporze. Dobrze; tego dotrzymamy. Niech postanawiają, co chcą, w to nie będziemy walić tysiąc centnarowemi, żelaznemi młotami parowemi; ale podstęp, podstęp, podstęp, to jest prawdziwy sens; podstęp to nie żaden opór. Jeśli nas sufler skaże na śmierć, to znikniemy w jakimkolwiek otworze i wypłyniemy znowu nawierzch po drugiej stronie nadwornego teatru z grandi-florją.
— Z grandezzą, myślisz zapewne, — poprawił Jemmy.
— Żebyś tak zechciał nie gadać! Już ja będę wiedział, jak się mam zachować w leksykonie konwersacyjnym! Grandezza! „Gran“ to jest waga aptekarska dwunasto-funtowa, a „dezza, dezza“, to zupełnie nie jest nic, zrozumiałeś? Ale „grand“ znaczy wielki, a „florja“ — znajdować się we florze, w szczęściu. Jeśli więc powiedziałem, że wypłyniemy w grandi-florji, to każdy wychowany człowiek będzie wiedział, co przez to rozumiałem i co chciałem zaznaczyć. Z tobą jednak zupełnie nie można rozmawiać obrazowo; pięknych frazesów nie rozumiesz, a wszystko, co wzniosłe, to dla ciebie mdłe. Popraw się, Jemmy, popraw się, dopóki możesz jeszcze się poprawić! Zatruwasz mi życie. Jeśli kiedy zamknę oczy, zniknę z tego pięknego bytu i stracę to szlachetne życie przez twój brak szacunku, to będziesz sobie palce gryzł z żalu i bólu serca nad tem, żeś mi tu w tym ziemskim formacie bytu tak często i chronologicznie się sprzeciwiał.
Jemmy chciał małemu, osobliwemu człowieczko-