Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ponieważ tylko on miał broń, odchodził przeto często na polowanie, a wtedy my dwaj, siedząc razem, rozmawialiśmy prawie wyłącznie o skarbie. Pewnego razu powrócił pokryjomu; podkradłszy się do nas, podsłuchał naszą rozmowę. Kiedy następnie znowu udał się na zdobycie mięsa, wezwał mnie, abym z nim poszedł, bo czworo oczu zawsze lepiej widzi niż dwoje. Po godzinie, kiedyśmy już dość daleko od Engla odeszli, oświadczył mi, że słyszał wszystko, a za karę, za nasz brak zaufania do niego, odbierze nam rysunek. Równocześnie, wyciągnąwszy nóż, rzucił się na mnie. Broniłem się, co miałem sił, lecz napróżno; wbił mi nóż w piersi. Szczęściem nie trafił w serce. Sądził jednak, że jestem zabity. — Kiedy się ocknąłem, ujrzałem wokoło siebie gromadę kolonistów, którzy mię znaleźli i opatrzyli. Opowiedziałem im, co zaszło, lecz ci hreczkosieje nie czuli się na siłach pójść śladem mordercy, a co do mnie, to upłynęło wiele wody zanim powróciłem do sił. Ponieważ nie znalazłem ani grobu, ani trupa Engla, przypuszczałem, że umknął mordercy. —
— Tak. Umknął mordercy, — potwierdził Old Firehand.
— Jak? — zapytał nadzorca. Czy wiecie co o tem?
— O tem później. Teraz opowiadajcie dalej! —
— Skierowałem się do najbliższej osady, gdzie znalazłem życzliwe przyjęcie i pomoc. Nie gardziłem tam przez pół roku żadną robotą, byle umożliwić sobie podróż na Wschód.
— Dokąd zmierzaliście?
— Do Engla. Wiedziałem o tem, że miał brata w Russelville w Kentucky, i postanowiliśmy go obaj odwie-