Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

koń jego nie uczyni fałszywego kroku. —
Jakże pewnie poruszali się koń i jeździec! To stępa, to kłusem, to nawet galopem jechano godzinę za godziną, omijając każdą przeszkodę. Należało objeżdżać bagna i brodzić przez potoki; Winnetou zawsze wiedział, gdzie się znajduje. To uspokoiło jankesa. Zwłaszcza ramię napawało go troską, ale zioło działało nadzwyczajnie. Często nie czuł nawet wcale bólu i nie mógł się na nic skarżyć, chyba na niewygody tej niezwykłej jazdy. Kilkakrotnie zatrzymano się, aby napoić konie i zwilżyć opatrunek zimną wodą. Po północy Winnetou wyjął kawałek mięsa i zmusił Hartleya do spożycia go. Zresztą nie przerywali podróży, a kiedy wzmagający się chłód zwiastował poranek, Hartley musiał sobie powiedzieć, że czuje się zupełnie dobrze.
Wnet poczęło szarzeć na wschodzie, jednakże nie można było rozeznać okolicy, bo ziemię zasłaniała gęsta mgła.
— To są opary Smocky-hill-river, — oświadczył wódz. — Wkrótce dostaniemy się do niej.
Widać było, że chce jeszcze dalej mówić, ale wstrzymał konia i począł nadsłuchiwać, gdyż z lewej strony zbliżał się miarowy tupot koni. Jakiś jeździec galopem przemknął obok, błyskawicznie jak zjawa, Nie widzieli ani jego, ani konia; mignął tylko ciemny kapelusz z szerokiemi kresami.
— Uff! — zawołał Winnetou ździwiony. — Blada twarz! Tak jeździć, jak ten, umie tylko niewielu białych. Tak jeżdżą Old Shatterhand i Old Firehand; pierwszego tu niema, bo mam się z nim spotkać w górach przy Srebrnem jeziorze; ale Old Firehand ma się teraz znajdo-