rogach muru, ogień, wskutek czego przedmioty odcinały się tak, że łatwo je było rozpoznać. W odległości najwyżej dziesięciu kroków od brzegu siedziały cztery osoby; byli to jeńcy ze swym strażnikiem. Dalej widział mały człowiek trampów, spoczywających we wszystkich możliwych pozycjach. Nie odkładając karabinu poczołgał się dalej, aż znalazł się poza strażnikiem; dopiero teraz położył strzelbę, a chwycił za nóż. Tramp musiał umrzeć tak, aby nie mógł wydać żadnego głosu. Droll podciągnął pod siebie kolana, zerwał się szybko, pochwycił owego człowieka lewą ręką ztyłu silnie za gardło, a prawą wbił mu ostrze tak sprawnie i dokładnie w plecy, że przeszło przez serce. Potem opuściwszy się znowu szybko, pociągnął trampa na ziemię obok siebie. Odbyło się to tak błyskawicznie, że jeńcy niczego nie spostrzegli. Dopiero po pewnym czasie odezwała się dziewczynka:
— Pa’a! Nasz strażnik odszedł!
— Naprawdę? Ach, tak! dziwi mię to; ale siedźcie spokojnie; naturalnie chce nas wystawić na próbę.
— Cicho, cicho, — szepnął im Droll. — Nikt nie powinien słyszeć. Strażnik leży zakłuty w trawie; ja przyszedłem, aby was ratować.
— Ratować? Heavens! Niemożliwe! Wy sami jesteście strażnikiem!
— Nie, sir. Ja jestem waszym przyjacielem. Znacie mnie z Arkanzas. Jestem Droll, którego nazywają ,ciotką’
— Mój Boże! Czy to prawda?
— Ciszej, ciszej, sir! Old Firehand jest także tutaj; również Czarny Tom i wielu innych. Trampi chcą złupić farmę; ale myśmy ich odparli. Widzieliśmy, jak was
Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/041
Wygląd
Ta strona została skorygowana.