Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeńcy dla dalszych prób wymuszenia...
— Czyżby rzeczywiście mieli się odważyć na atak?
— Prawdopodobnie. Wiedzą o tem, że liczbą przewyższają nas kilkakrotnie. Musimy się przygotować do obrony. Przezorność nakazuje obserwować ich dokładnie. Skoro zapadnie zmrok, kilku musi wyjść za mury, aby się do nich podkraść i zawiadomić mię o każdym ich ruchu. —
Słońce dosięgło tymczasem horyzontu, a promienie jego, spływające na szeroką równinę jak płynne złoto, oświeciły grupę trampów w ten sposób, że z fermy można było dokładnie rozpoznać każdego z nich. Nie czynili żadnych przygotowań ani do odjazdu, ani celem rozbicia obozu. Można było stąd wnosić, że nie myślą opuszczać okolicy, lecz że i tam, gdzie się teraz znajdowali, nie zamierzają pozostać.
Old Firehand nakazał naznosić w cztery kąty dziedzińca drwa i węgla, a nadto kilka beczek z naftą. Kiedy zrobiło się zupełni ciemno wysłał ciotkę Droll, Humply-Billa i Gunstick-uncle’a na zwiady; żeby zaś na wypadek śpiesznego powrotu nie musieli czekać na otwarcie bramy, umocowano w kilku miejscach do muru silne lassa i spuszczono nazewnątrz, aby po nich mogli się szybko wspiąć i dostać na podwórze. Potem szczapy drzewa umoczone w nafcie zapalono i wyrzucono poza mur, a kiedy dodano węgla, zapłonęły na rogach cztery ogniska, które oświetliły zewnętrzną stronę muru i teren, leżący przed nim, tak jasno, że łatwo było zauważyć zbliżenie się nawet pojedynczego trampa. Płomień podsycano ciągle z murów, przyczem nie trzeba było wystawiać się na kule wrogów.