Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 01.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak myślicie? Well! Stawiajmy więc po sto dolarów!
Sięgnął ręką ku jednej z torb na naboje, przesunął ją naprzód, a otworzywszy, wyciągnął z niej kilka banknotów. Dwaj ludzie, stojący wgórze, spoglądali na siebie zdumieni.
— Master, — zawołał mały — zdaje mi się, że włóczycie się po prerji z kieszenią pełną banknotów!
— A czy mógłbym się zakładać, gdybym nie miał pieniędzy przy sobie? — A więc sto dolarów mówicie? A może chcecie jeszcze więcej postawić?
— My nie mamy wcale pieniędzy!
— To nic nie szkodzi. Ja wam tymczasem pożyczę na tak długo, póki nie będziecie mogli mi oddać. — Powiedział to z takim spokojem, że długi ze ździwienia otwarł szeroko usta, a garbaty zawołał zupełnie zmieszany:
— Nam pożyczyć, aż będziemy mogli zwrócić? Czy jesteście tak pewni, że zakład wygracie?
— Naturalnie!
— Ależ, master! Żeby wygrać, musielibyście zabić nas, nim my was zastrzelimy; zabici jednak nie moglibyśmy wam długu zwrócić!
— To obojętne! Jabym mimo to wygrał, a mam tyle pieniędzy, że waszych nie potrzebuję.
— Uncle! — rzekł mały do długiego, kiwając głową. — Takiego chłopa jeszcze nie widziałem. Musimy zejść ku niemu, aby mu się lepiej przypatrzeć.
Zeszedł szybko z góry, a długi kroczył za nim sztywno, jakby kij połknął. Stanąwszy w dolinie, garbaty odezwał się:
— Schowajcie wasze pieniądze; z zakładu nic nie będzie. Przyjmijcie jednak radę ode mnie: nie pokazuj-