Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 01.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To niemożliwe, chyba we wodzie.
— To popłyńmy wodą.
— Ale na czem i jak?
— W łódce naturalnie! Czy nie wiesz o tem, że każde towarzystwo rafterów przygotowuje sobie jedno, a nawet kilka czółen, bo przy tem zajęciu są koniecznie potrzebne? Założę się, że leżą tam niżej przy spławie.
— Ale miejsca spławu nie znamy.
— Łatwo je będzie znaleźć. Patrzcie! tędy spuszczają drzewo. Spróbujmy więc, czy nie będziemy mogli zejść także.
Właśnie płomienie przedarły się przez dach i oświetliły cały plac. Na skraju lasu w kierunku rzeki widać było wolną przestrzeń wśród drzew. Szła tędy prosta, stroma a wąska ścieżka, a obok przymocowana była lina, służąca jako poręcz.
Zbrodnicza czwórka zeszła ku rzece; kiedy znaleźli się na brzegu, usłyszeli woddali głośne okrzyki, zbliżające się ku barakowi.
— Nadchodzą, — rzekł kornel. — Teraz prędko; żebyśmy tylko mogli znaleźć łódkę!
Nie szukali jej długo, bo tam, gdzie stali, leżały właśnie trzy czółna, przywiązane do brzegu. Były to, zbudowane na sposób indjański z kory drzewnej i wytopione smołą „kanoe“, każde na cztery osoby.
— Przywiążcie te dwa ztyłu! — rozkazał rudy. — Musimy je zabrać i później zniszczyć, aby nie mogli nas ścigać wodą.
Posłuchano go, a potem wszyscy czterej wsiedli do pierwszego kanoe i, chwyciwszy za leżące w niem wiosła, odbili od brzegu. Kornel sterował. Jeden z lu-