Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 01.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

który można już coś zapłacić. Ile ten człowiek chce?
— Sto dolarów, sir. Niebezpieczeństwo, na jakie się naraża, jest niemałe, bo nie jest jeszcze zupełnie pewny zwierzęcia.
— Dobrze! Nie jestem wprawdzie bogaty, ale pięć dolarów ofiaruję. Messurs, kto jeszcze co da?
Zgłosiło się tylu chętnych, że potrzebna suma się zebrała. Widowisko należało zupełnie wykorzystać. Nawet kapitan dał się opanować gorączce i zaproponował zakład.
— Sir! — ostrzegł go Old Firehand. — Nie popełniajcie głupstwa! Proszę was, nie pozwalajcie na to! Właśnie ponieważ ten człowiek nie jest jeszcze zupełnie pewny swego zwierzęcia, macie obowiązek zabronić przedstawienia.
— Zabronić? — zaśmiał się kapitan. — Pshaw! Czy jestem może niańką pogromcy? Tu w tym błogosławionym kraju każdy ma prawo wystawiać swą skórę na sprzedaż według własnego upodobania. Jeśli go pantera rozszarpie, no, to jest rzecz jego i pantery, a nie moja. A więc, gentlemani! Ja twierdzę, że ten człowiek nie wyjdzie bez szwanku, jeśli wejdzie do klatki, i stawiam w zakład sto dolarów. Kto się zakłada? Dziesięć procent wygranej otrzyma pogromca!
Ten przykład zaelektryzował ludzi; zawarto zakłady o wcale znaczne sumy i pokazało się, że pogromcy, jeśli szalony zamiar się uda, przyniesie to około trzystu dolarów.
Nie było powiedziane, czy pogromca ma być uzbrojony, to też przyniósł on „zabijak“, bicz, którego rękojeść zawierała kulę eksplodującą; gdyby zwierzę rzu-