Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 01.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cym do hali maszyn, zrobił pod adresem kapitana kilka groźnych grymasów i pogroził mu pięścią; ponieważ jednak widzowie patrzyli tylko na panterę, nie zauważyli tego. Ale spostrzegł to kornel i rzekł do towarzyszy:
— Ten nigger nie jest dla kapitana przyjaźnie usposobiony, jak się zdaje. Musimy się nim zająć. Kilka dolarów sprawia u murzynów cuda.
Teraz silnie zbudowany pogromca wsunął mięso między pręty klatki, spojrzał badawczo na widzów i powiedział potem kilka stów po cichu do swego pana, który potrząsnął z powątpiewaniem głową; tamten jednak tłumaczył mu coś dalej i zdawało się, że rozproszył jego obawy, bo właściciel menażerji skinął wreszcie głową i oświadczył głośno:
— Myladies and messurs! Mówię wam, macie ogromne szczęście. Ułaskawionej czarnej pantery nie widziano jeszcze nigdy, przynajmiej tu w Stanach. W czasie trzechtygodniowego pobytu w Nowym Orleanie mój pogromca wziął panterę do swej szkoły i teraz oświadcza, że po raz pierwszy wejdzie publicznie do klatki i usiądzie obok zwierzęcia, jeśli mu przyrzekniecie odpowiednie wynagrodzenie.
Pantera rzuciła się na swe żarcie, a jej zęby miażdżyły kości jak papier; zdawało się, że patrzy tylko na swój żer, to też można było mniemać, że wejście właśnie teraz do klatki nie będzie połączone ze zbytniem niebezpieczeństwem.
Nie kto inny, jak mały uczony, poprzednio tak bojaźliwy, odpowiedział zachwycony:
— To byłoby wspaniałe, sir! Czyn brawurowy, za