Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

my z Jonatankiem w lesie, gdzie nas już nie znajdą. Zarówno on, jak Indjanie skamieniają z przestrachu.
— Tak, powinnoby się udać, a jednak zaniechamy tego.
— Dlaczego?
— Ponieważ nie powinniśmy się jeszcze ukazywać. Skoro tylko Mogollonowie się dowiedzą, że jesteśmy za nimi, będą przezorni i udaremnią nasz świetny plan.
— Tak, to prawda. Musimy z tego zrezygnować, a przecież moglibyśmy go mieć tak łatwo i tak pewnie...
— Niebawem go też będziemy mieli. Winnetou wie już, gdzie i jak się to stanie. Będziemy mieli nietylko jego samego, ale także pięćdziesięciu Mogollonów. Może brat mój sądzi, że i oni są już tutaj?
— Nie sądzę. Jest tak, jak poprzednio przewidziałeś. Przybył do tej miejscowości, zobaczył ognisko i — — posłuchajże!
Melton tymczasem uspokoił się znacznie. Kazał Judycie opowiedzieć przebieg wypadku, od czasu gdy wyjechał z puebla. Mówiąc o nas, wyrażał się tak, że niepodobna tego powtórzyć. Słuchał, nie odpowiadając ani słowem, jakgdyby wchłaniając każde jej zdanie. Skoro skończyła, odezwał się pocichu:
— Starałaś się zapobiec nieszczęściu. Nie mogę cię potępiać. Ci szuje są ludźmi szczególnej kategorji. My, to znaczy ojciec, stryj i ja, postępowaliśmy nie-