Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Djabeł musiał im chyba drogę wskazać, albo ty!
— Nie mogę zarzucić sobie braku przezorności. Nie uwierzysz, jak ja, dama, byłam przez nich traktowana! Odkryli drogę, która prowadziła z mojej kuchni wdół, a nawet drogę podwodną.
— A zatem muszę ich schwytać. Muszę, muszę! Niech zejdą z tą tajemnicą do grobu, inaczej bowiem w żadnym zakątku ziemi nie będę bezpieczny! Ale dlaczego niema przy tobie mego ojca?
— Ojciec twój jest z nimi. Zaskoczyli go w mieszkaniu, związali, zakneblowali i zawlekli za sobą.
— To jest — jest, — niestety, — nieszczęście, — na które — nie byłem przygotowany! — wykrztusił. — Dobrze przynajmniej, że ojciec schował pieniądze pomiędzy cholewy!
— Dobrali się i do cholew — wyznała Judyta.
— W takim razie są te łotry w sojuszu ze wszystką złą mocą piekieł! Ja — — ja muszę usiąść!
Bardziej go frapowało, że pieniądze zostały odkryte, niż to, że ojciec został schwytany. Judyta zaprowadziła go do szałasu. Usiadł przed nią, ona zaś obok niego. Nie zwracał na nią uwagi. Wparł łokcie w kolana i ukrył twarz w dłoniach. Namawiała go, aby się uspokoił; nie odpowiadał, nie poruszył się nawet.
Przesunąłem głowę do Apacza i szepnąłem:
— Czy go schwytamy? To łatwa rzecz. Wyskoczymy z ukrycia, uchwycimy go za kołnierz i zniknie-