Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czemu to? Czemu chcesz wracać, skoro tak szczęśliwie się wymknąłeś?
— Ponieważ chcę mieć tych, przed którymi uciekłem.
— Niema ich już tam. Podążyli do Jasnej Skały.
— Do piorunów! Czy wyprzedzili was, czy też są za wami?
— Wyprzedzili.
— A zatem wcześniej wyruszyli z puebla?
— Tak.
— Jak dawno?
— Wyjechaliśmy natychmiast po nich. Lękałam się o ciebie.
— A zatem nie dotarli jeszcze do Jasnej Skały.
— Owszem, ubiegli nas znacznie. Schwytali mnie po drodze i zawlekli na pustkowie, gdzie rzucili na łaskę losu. Nie znałam okolicy. Błąkałam się przez cały dzień. Potem całą noc przeleżałam pod gołem niebem sama jedna, — to było straszne — aż nareszcie znaleźli mnie nasi Yuma. To pozwoliło wrogom ubiec nas o przeszło dzień drogi.
— A zatem mogli już dziś rano przybyć do Jasnej Skały! Ktoby to pomyślał! Nie spotkaliśmy żadnych śladów. Musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć. Ale powiedz przedewszystkiem: Vogel wciąż tkwi jeszcze w korytarzu puebla?
— Nie; znaleźli go i uwolnili.
Tupnął nogą o ziemię i zawołał wściekle: