Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czał, tylko wył, niczem zwierz rozwścieczony. Nie mogłem znieść dłużej tego widoku i oddaliłem się, aby przygotować konia do drogi. Skoro mnie Melton ujrzał w siodle, zawołał, abym się doń ponownie zbliżył.
Uczyniłem zadość jego żądaniu. Spojrzał na mnie z wyrazem wściekłej nienawiści i zapytał, tłumiąc gniew:
— Sir, skąd masz pugilares? Kiedyś go zdobył?
— Owej nocy, kiedy pan opuścił Jasną Skałę.
— Od kogo dostałeś?
— Od ciebie samego.
— Nieprawda!
Pah! Podczas gdyście wszyscy siedzieli z wodzem, radząc o wyprawie przeciw Nijorom, ja spokojnie was podpatrywałem.
— Nie może to być! Jakżebyś się znalazł pośrodku obozu? Jakżebyś mógł podsłuchiwać niepostrzeżenie?
— Bardzo głupie mniemanie, że nie mogłem podsłuchiwać. Co więcej, rozmawiałem ze śpiewaczką.
— Mógłby z nią rozmawiać tylko człowiek niewidzialny!
— Nie bądź pan śmieszny! Siedziałem w wodzie. Płynąłem rzeką aż do środka obozu. Doświadczony westman wie, jak się do tego zabrać. Zresztą, wiele zawdzięczam nieostrożności pana.