Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W salonie Kurt zastał wszystkich, zebranych dokoła zaszczytnego gościa. To sam Wielki Książę spędzał godzinkę wieczorną u hrabiego de Rodriganda.
— Oto i nasz huzar gwardji! — zawołał książę, ujrzawszy podporucznika. — Był pan w kasynie?
— Tak, Wasza Wysokość, — odpowiedział Unger.
— Czy spotkał pan pułkownika?
— Owszem.
— A dostał pan od niego zaproszenie?
— Nic o tem nie wiem.
Aha, ten filut chciał pana pominąć, ale sprawimy mu niespodziankę. Dowiedziałem się dziś od mego przyjaciela, jakiego rodzaju trudności spotkały pana. Postanowiłem przeto pokazać tym panom, że powinni być dumni, iż podporucznik Unger znalazł się w ich szeregu. Niech się pan nie rumieni, mój drogi! Jest pan jednym z tych oficerów, których odwaga pogodziła mnie z nieszczęsnemi skutkami ostatniej wojny. Ordery, które nosisz, opłaciłeś ranami. Zaprosiłem oficerów pańskiego regimentu i przyjaciół ich do siebie na jutro wieczór. Król, który mi opowiedział o dzisiejszym czynie pana, odstąpił w tym celu Monbijou. Przypuszczam, że pułkownik rozdał moje zaproszenia w kasynie. Chcą pana wykluczyć, a przecież ujrzą pana. Włóż pan swoje ordery! Wykłuje pan oczy niejednemu wrogowi.
Kurt był szczerze wzruszony. Dla niego, dla ubogiego syna marynarza, monarcha urządził wspaniały bal, a król pruski oddał w tym celu swój zamek do rozporządzenia!
Łzy stanęły mu w oczach. Wykrztusił:

138