Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Następnie ujrzeliśmy wysokie, ulistwione drzewa i dotarli do południowego brzegu Canadian, wzdłuż którego ciągnęła się szosa do San Pedro i Albuquerque. Oczywiście nie jest to szosa według naszych pojęć. Poprostu wydeptały tę drogę wozy, zaprzężone w byki, — to było wszystko.
Między drzewami stała zniszczona kareta, a obok pasło się sześć koni. Judyta siedziała na trawie, lecz, ujrzawszy nas, wstała. Natomiast dwaj mężczyźni, zapewne woźnice, leżeli nawznak i nie ruszyli się z miejsca. Pięciu Komanczów stanowiło straż — a zatem cała czereda składała się z trzydziestu wojowników.
— Mamy ich! — krzyknął Melton do Judyty. — Przyprowadzam ci twego odpalonego wielbiciela.
Mówiąc to, wskazał na mnie. Uśmiechnęła się i z zadowoleniem skinęła głową, nie racząc mnie nawet przelotnem spojrzeniem. Wobec takiego zuchwalstwa — cóż miałem począć? Milczałem. Lecz oto wystąpił jako mój rzecznik ktoś, po kimbym najmniej się tego spodziewał, mianowicie wódz. Zwrócił się do Meltona:
— Dotrzymałeś obietnicy, więc ja także wywiążę się ze swojej. Możecie sobie odjechać z życiem i mieniem, ale przypatrz się uprzednio tym wojownikom! Winnetou i Old Shatterhand zostali schwytani i mieli spłonąć na stosie, i oto, mimo więzów, uratowali się w jasny dzień i zastrzelili najmężniejszego z pośród wodzów i jego dwunastu wojowników. Nie porzucili go jednak na pastwę sępów i kujotów, ale pogrzebali, jak