Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tu na nią poczekać. Skoro przybyła, pojechaliśmy natychmiast dalej. Jak widzę teraz, ubiegliśmy was o dwa dni drogi. Lecz nie zdążyła jeszcze Judyta zdać relacji, gdy wpadliśmy w ręce Komanczów. Śmierć zajrzała nam w oczy, lecz nagle przyszła mi do głowy znakomita myśl. Może pan odgadnie?
— Tak.
— Wiedziałem, że panowie nas ścigacie — —
— Lecz nie wiedział pan wszak o krwawej zemście, którą poprzysięgli nam Komanczowie?
— Nie, ale wiem bardzo dobrze, że Komanczowie żyją z Apaczami w odwiecznej niezgodzie. Zaproponowałem tedy Wielkiej Strzale interes, który mógł i wilka nasycić i owcę ocalić. Żądałem, aby wypuścili nas i nasze mienie, wzamian zaś przyrzekłem wskazać miejsce, gdzie można schwytać Winnetou.
— Zgodził się?
— Z przyjemnością, tem bardziej, że się dowiedział, iż Apaczowi towarzyszy Old Shatterhand.
— Ale nie ufał wam — wszak was jeszcze nie puścił na wolność.
— No tak. Nie mógł przecież wykonać mego warunku, dopóki nie wywiązałem się z zobowiązania. Było rzeczą pewną, że schwytamy was na tropie Judyty. Wyjechaliśmy przeto na spotkanie. Nagle wybuchnął orkan i fata morgana ukazała nam trzech jeźdźców, zbliżających się w galopie do strumyka. Któż to mógł być, jeśli nie wy? Komanczowie biwakowali wpobliżu strumyka. Sądzili jednak, że tu przenocujecie, cofnęli się zatem do odległego o pół godziny lasu.