Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zresztą brat mój wyrwał się z tej matni i spadł na cztery łapy!
— To słuszne! Wygrał już sutą, okrągłą sumę, gdy jednemu z oficerów podsunął djabeł myśl, że wasz brat gra fałszywie. Przyszło do sprzeczki; brat wasz miał oddać zysk, zdołał się jednak uwolnić, zastrzelił owego oficera i uciekł. Dwaj żołnierze, którzy słyszeli krzyk w izbie i chcieli go na podwórzu zatrzymać, dostali także kulą w łeb i padli trupem; wydostał się z fortu, pochwycił jednego z pasących się na łące koni i odjechał bez uszczerbku. Co za wspaniały czyn — uciec w takich okolicznościach z fortu, posiadającego liczną załogę, pod komendą doświadczonych oficerów angielskich!
— Uciec? Tak z Uintach uciekł, ale...
— Nietylko stamtąd, ale później także — przerwał Weller Meltonowi. — Coprawda, to było z nim bardzo krucho. Nigdy już nie pochwyconoby go, gdyby nie Old Shatterhand, który puścił się za nim w pogoń. Cztery doby szukano waszego brata, nie znajdując ani śladu po nim; niestety, właśnie wtenczas musiał przyjechać ów Old Shatterhand i dowiedzieć się o całej sprawie. Zastrzelony oficer był jego dobrym znajomym i jedynie dlatego wyruszył natychmiast w drogę, ażeby schwytać waszego brata.

— Tak, po czterech dniach, gdy już żadnemu żołnierzowi, ani scoutowi[1] nie udało się wykryć jego śladu. Ten łotr ma jednak nos psa gończego; znalazł trop i ścigał mojego brata aż do fortu Edwarda; tam wydał go komendantowi. Biedak miał już iść na szubienicę, ostatniej jednak nocy przed egzekucją zdołał uciec w ubraniu żołnierza, który go pilnował i był na tyle głupi,

  1. Odnajdywacz ścieżek, tropów, wywiadowca.