Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co pan robi, sennor! Czy chciał pan rzeczywiście taki delikatny kąsek zmarnować, dając go zwierzęciu? Ten przysmak należy do mnie; zjem go, wspominając pana!
Nie czekała jednak tak długo, lecz ugryzła natychmiast, co zniewoliło Geronima do szybkiego pochwycenia jej ręki, celem wydarcia kiełbasy i wzięcia współudziału we wspominaniu mojej osoby. Felisa uciekła z okrzykiem strachu, lecz on popędził za nią, nastręczając mi wreszcie sposobność opuszczenia gościnnego hotelu bez dalszych zakusów na moją kiełbasę i moje serce. Naturalnie, pies musiał zadowolić się głaskaniem, co było prawdopodobnie mniej pożywne, niż podarunek pożegnalny. Niebawem pospieszyłem do Meltona, który czekał przed domem; w porcie wsiedliśmy do łodzi i kazaliśmy się odwieźć na okręt. —
Statek ów — był to mały szkuner, jeden z tych, jakie, przynajmniej w owych czasach, umieli budować tylko jankesi; szybki żaglowiec, posiadał tyle płótna na masztach, że nawet najsłabszy wiaterek wystarczał do wprawienia go w ruch. Skoro przybiliśmy do boku statku, spuszczono nam drabinkę sznurową, a równocześnie wyjrzało wiele głów z pokładu i przyglądało się nam z ciekawością. Weszliśmy na pokład. Pierwszą osobą którą ujrzałem, była osiemnastoletnia może, ozdobnie ubrana dziewczyna, o rysach wschodnich, nadzwyczajnej piękności. Strój jej składał się z bucików sznurowanych, białych pończoch, czerwonej bluzki, obrębionej ciemnym aksamitem, błękitnego gorsetu ze srebrnym łańcuchem i srebrnemi spinkami. Na bujnych włosach, zwisających ztyłu dwoma warkoczami, miała mały ozdo-