Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I jedno i drugie!
Prawdopodobnie oczekiwała, że doprowadzę tę poranną rozmowę do szczęśliwego końca, ja jednak uważałem za ważniejsze sprawić sobie nowe ubranie, więc poszedłem, ażeby poszukać jakiegoś baratillero[1]. Sklep, który wkrótce znalazłem, był podobny do budy tandeciarza, ale na szczęście dostałem tam, czego pragnąłem: spodnie, kamizelkę i bluzę z niebielonego płótna, oraz kapelusz słomiany z bardzo szeroką kresą. Kupiłem również kawałek taniej materji, z której chciałem uszyć futerał na strzelby; igły i nici mam zawsze ze sobą. Zmuszał mnie do tego ważny powód: chciałem, aby Melton uważał mnie jeszcze jakiś czas za takiego naiwnisia, jakim mu się wydałem. Mormon zdawał się wiele wiedzieć o Old Shatterhandzie, więc, być może, broń moją znał również. Dlatego starałem się, przynajmniej z początku, ukryć karabiny przed jego wzrokiem. Kupiwszy jeszcze parę prostych, skórzanych butów i przebrawszy się, wróciłem do hotelu. Don Geronimo, zobaczywszy mnie, splótł ręce ze zdziwienia i wykrzyknął:
— Co widzę! Pan się nagle zbogacił?! Pan mógłby pokazać się zupełnie spokojnie u boku każdego starokastylijskiego szlachcica! Niestety, postanowił sennor nieodwołalnie odjechać; ale gdybym był pana zobaczył wcześniej w tem ubraniu, zaproponowałbym sennorowi urząd majordoma mojego hotelu, a może zostałby pan nawet wspólnikiem!

Mój widok zdawał się być rzeczywiście czarującym, gdyż sennorita Felisa położyła rękę na sercu i westchnęła głęboko, a nawet donna Elvira wyprosto-

  1. Handlarz ubrań.