Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słowo. Skoro on zawsze dobrze postępuje i ma racyę, to ma słuszność, mówiąc: „Jeśliś ukrywał coś przed Józefem Hardżeri, gdyś był dzieckiem, to czyniłeś to tylko dlatego, boś wiedział, że niezawsze mógł czynić to, co chciał, niezawsze mógł ochronić cię przed łaskotką“. — Nie myśl więcej o podobnych rzeczach i nie rozmawiajmy o drażliwych kwestyach. Biddi długo męczyła się nade mną, póki nie wbiła mi do głowy, jak mam to rozumieć i jak postępować właściwie. Teraz wyjaśniwszy, jak ja to pojmuję, ot co ci powiem, stary przyjacielu. Nie mów rzeczy niepotrzebnych i lepiej zjedz coś i wyśpij się dobrze.
Zmieszała mnie delikatność Józefa, dobroć i takt Biddi, która jako prawdziwa kobieta, przejrzała mnie na wylot; pozostało dla mnie tajemnicą, czy Józef wie o tem, że wszystkie me nadzieje się rozwiały, jak mgła i że pozostałem prawie żebrakiem. Nie mogłem również zrozumieć, dlaczego w miarę tego, jak wracałem do zdrowia, Józef stawał się bardziej ceremonialnym i chłodniejszym ze mną. Podczas mej choroby, gdy sam mnie pielęgnował, postępował ze mną, jak dawniej i nazywał mnie tak drogiem dla mnie imieniem: „Pip, stary przyjacielu!“ Ja również obchodziłem się z nim po dawnemu, dziękując mu w duszy za to szczęście, ale stopniowo, prawie niepostrze-