Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znać, że nie może nic lepszego zrobić, jak zejść z tego świata.
— Obawiam się, że tak. Potem przyjadę i wezmę ślub z ukochaną Klarą. Nie zapominaj, drogi Hendlu, że moja ślicznotka nie ma rodziny, nigdy nie zaglądała do spisów szlachty i nie ma pojęcia o tem, czem był jej dziadek. To prawdziwe szczęście dla mnie.
W sobotę tego tygodnia rozstałem się z Herbertem. Odjechał dyliżansem, do jednego z portów. Mimo przykrego rozstania się ze mną, był pełen najpiękniejszych nadziei. Zaszedłszy do pierwszej cukierni po drodze napisałem parę słów do Klary, zawiadamiając ją o odjeździe Herberta, potem wróciłem do domu, o ile tak można było nazwać me mieszkanie, ponieważ już więcej domu nie miałem.
Na schodach spotkałem Uemnika. Był u mnie i wracał, nie zastawszy mnie. Ani razu nie widziałem się z nim na osobności po nieudałej naszej ucieczce. Przyszedł obecnie nie w sprawie urzędowej lecz prywatnej, aby wyjaśnić mi niepowodzenie.
— Nieboszczyk Kompenson — zaczął Uemnik — stał się powodem wszystkich zawikłań; od jego to ludzi, którzy wpadli w ręce sądu, dowiedziałem się o tem, o czem panu doniosłem. Bacznie przysłuchiwałem się wszystkiemu, choć udawałem, że nic nie słyszę. Wreszcie dowiedziałem się, że opuścił miasto