Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ramieniu Magwicza, jak strasznie podrzucały łódkami fale parowca a wszyscy pasażerowie machali dziwnie rękami. W tej chwili Magwicz zerwał się; odepchnął aresztującego go i zerwał płaszcz z człowieka, siedzącego w czółnie. Pokazała się wstrętna twarz drugiego więźnia, zmieniona, zbladła ze strachu, rozległ się głośny krzyk z parowca, głośny plusk wody i poczułem drgnięcie łódki pod sobą.
W głowie mi się zakręciło, ale za chwilę ujrzałem się na czółnie. Byli tu Herbert i Startop, lecz łódka nasza i obaj więźniowie znikli.
Zrazu z powodu krzyków z parowca i kłębów dymu z komina nie rozróżniałem nieba od wody, jednego brzegu od drugiego; ale ludzie na czółnie zręcznie zwrócili je w prawo, poruszyli trzy razy wiosłami, podnieśli je w górę i zaczęli patrzyć we wodę. Nagle na wodzie ukazał się czarny przedmiot, płynący ku nam na ukos. Nie wymówiono ani słowa, tylko sternik podniósł rękę i łódka zaczęła się poruszać powoli do czerniejącego przedmiotu, pchana wiosłami. Wkrótce poznałem Magwicza, płynącego z trudem. Wzięto go do czółna i natychmiast związano mu ręce i nogi.
Czółno stało nieruchomo i wszyscy bacznie patrzyli na wodę. W tej chwili nadszedł rotterdamski parochód, ale nie pojmując, o co chodzi, pojechał dalej. Długo jeszcze staliśmy