Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do łóżka i zarżnął brzytwą, tak, że nazajutrz znaleziono go pławiącego się we krwi. Przyszło mi do głowy, że stanowczo musiał się zatrzymać pod tym samym numerem; wstałem, aby się przekonać, czy niema gdzie śladów krwi; potem zajrzałem na korytarz i bardzo się ucieszyłem, widząc światełko; widziałem, że przy niem drzemie lokaj. Ale pytania: — dlaczego mam nie wracać do domu? co się stało? Czy Prowisowi grozi niebezpieczeństwo? — tak przepełniały mą głowę, że wykluczały wprost inne myśli. Nawet, gdym myślał o Estelli i o naszem na wieki rozstaniu, gdym przypomniał sobie wszystkie okoliczności pożegnania: jej głos, jej spojrzenie, ruch palców, przesuwających igłę, nawet wówczas przestroga: „nie wracaj do domu“ nie przestawała mnie prześladować. Wreszcie, znużony fizycznie i duchowo, zasnąłem, ale i we śnie te słowa zmieniły się w jakiś dziwaczny czasownik, który miałem odmieniać. Szczere przestrogi: nie chodź do domu, niech nie idzie do domu, nie chodźmy do domu, niech nie idą do domu. Następnie decyzye, niezliczone formy: nie powinienem, nie chcę, nie wypada, m« mogę wracać do domu; tu już poczułem, że zaczynam się budzić, zsuwać z poduszki i znów wpatrywałem się w świetlane blaski, patrzące na mnie ze ściany.
Kazałem się obudzić o siódmej, ponieważ