Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

był dobrodziejem mym w młodości i twórcą mego szczęścia.






Rozdział III.

Nazajutrz rano wyszedłem na miasto. Było jeszcze zawcześnie na wizyty, zacząłem więc błąkać się w tej okolicy miasta, w której leżał dom pani Chewiszem, ale nie tam, gdzie mieszkał Józef; do niego mogłem zajść na drugi dzień. Po drodze myślałem o mej dobrodziejce i w wyobraźni mej rysowały się obrazy jej planów co do mej przyszłości. Adoptowała Estellę, prawie usynowiła mnie i musiała mieć zapewne zamiar pożenienia nas. Dozwoli mi ożywić ponury dom, dopuścić słoneczny blask do ciemnych sal, wprawić w ruch stojące zegary, zdjąć pajęczynę, zniszczyć owady, ożywić skostniałe serca — słowem spełnić wszystkie wspaniałe porywy bajecznego rycerza i ożenić się z księżniczką. Stanąłem, by spojrzeć na dom i jego pokruszone ceglane ściany, na zamurowane okna i smutny bluszcz, chwytający swemi suchemi odroślami, jakby starczemi, pomarszczonemi rękoma, szczyty kominów na dachu — wszystko to stanowiło dla mej wyobraźni jakąś posępną, pociągającą tajemnicę, której bohaterem ja byłem, Estella