Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak mu polecono, koło okna w towarzystwie człowieka o złodziejskiej powierzchowności, wysokiego wzrostu, w króciutkim surducie z białego płótna i bawełnianym kołpaku. Niewinny roznosiciel ciastek był nie bardzo trzeźwy i pod okiem miał siniak, zieleniejący już, zasypany z wierzchu białym proszkiem.
— Powiedz panu Majkowi, aby wyniósł się ze swym świadkiem. — rzekł do koncypienta opiekun z niewypowiedzianem obrzydzeniem — i spytaj go, o czem myślał przyprowadzając takiego świadka, jak ten.
To rzekłszy, zaprowadził mię do swego gabinetu, gdzie stojąc, zaczął jeść śniadanie, złożone z chleba z wędliną i butelki Xeresu, (chleb jadł z pewnym wstrętem) a równocześnie dawał mi polecenia. Miałem się udać do gospody „Bernarda“ i ulokować w mieszkaniu pana Poketa, gdzie przygotowano dla mnie łóżko; u młodego Poketa miałem pozostać do poniedziałku a następnie wraz z nim udać się z wizytą do jego ojca, aby pomówić o warunkach. Poczem powiedział mi, ile będę otrzymywał — suma wyznaczona wydała mi się dość znaczną — wyjął z biurka kilka kartek, dał mi je i rzekł, że mogę iść z niemi do różnych kupców, zamówić sobie niezbędne ubranie i wogóle to, czego będę potrzebował.
— Czy pan zadowolony ze swego kredytu — spytał — łykając Xeres z butelki, od której