Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiszem, — odrzekłem, wyrażając się, jak można najostrożniej — i myślałem, że pani się nie pogniewa, gdy przyjdę się pożegnać.
— Komicznie wyglądasz, Pip — rzekła, okrążając mnie laską, jak czarodziejka, która spowodowała tę przemianę we mnie a teraz kończyła swe czary.
— Nieoczekiwane szczęście spotkało mnie, od czasu, gdym panią po raz ostatni widział. I jestem tak pani wdzięczny!
— Aj, aj! — zawołała z zachwytem, patrząc na zmieszaną i zawistną Sarę. — Widziałam pana Dżaggers. Słyszałam o tem, Pip! A więc jutro wyjeżdżasz!
— Tak jest!
— Usynowił cię bogaty pan?
— Tak, pani!
— Nie znasz nazwiska?
— Nie, pani!
— A pan Dżaggers będzie twym opiekunem?
— Tak, pani!
Wprost dławiła się, zadając te pytania i słysząc me odpowiedzi, do tego stopnia wprawiała ją w zachwyt zawiść Sary Poket.
— A więc czeka cię karyera. Bądź dobrym chłopcze, prowadź się, jak należy, wypełniaj rady pana Dżaggersa. — Spojrzała na mnie, spojrzała na Sarę i na twarzy jej poja-