Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wił się złośliwy uśmiech na widok wyrazu twarzy Sary.
— Do widzenia, Pip! Wiadomo ci zapewne, że masz zachować swe imię Pipa?
— Tak, pani!
— Do widzenia, Pip!
Wyciągnęła rękę a ja przyklękłem i podniosłem ją do ust. Nie myślałem poprzednio, jak się mam z nią pożegnać, ten sposób sam wpadł mi do głowy w tej chwili. Pani Chewiszem z tryumefm popatrzyła na Sarę Poket. Tak rozstałem się ze swą dobrą wróżką, która opierając się obiema rękami na zagiętej lasce stała wśród słabo oświeconej sali obok zjedzonego przez myszy ślubnego kołacza, pokrytego pajęczyną.
Sara Poket odprowadziła mnie na dół z takim wyrazem, jakbym był straszydłem. Nie mogła w żaden sposób przyjść do siebie skutkiem mego pojawienia i była zła do najwyższych granic. Powiedziałem: — „Do widzenia pani Poket!“ ale ona wciąż patrzyła na mnie, nie rozumiejąc, com powiedział. Wróciłem do Pembelczuka, zdjąłem nowe ubranie, zawiązałem je w węzełek i udałem się do domu w swej dawnej odzieży, prawdę mówiąc, było mi znacznie wygodniej iść mimo tego, żem niósł zawiniątko.
Tak to minęło szybko i niespostrzeżenie sześć dni. Niepewne jutro spoglądało mi już