Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sowe rumaki, w bogatej uprzęży, które zaprzęgałem do czarnej karety.
— Czyż to wszystko możliwe, wuju, co opowiada ten malec?
— Powiem pani tyle! Mam to przekonanie, że to był fotel na kółkach. Ona taka słaba, wiesz pani... taka słaba... i całe dni spędza w fotelu.
— Widział ją wuj kiedy w tym fotelu?
— Jakże mogłem ją widzieć — rzekł pan Pembelczuk, zmuszony wyznać prawdę, — kiedym jej nigdy w życiu nie widział? Na oczy nie widziałem!
— Mój Boże! Przecież mówiłeś z nią!
— Czyż nie wiesz pani, że kiedym był u niej, przyprowadzili mnie do drzwi na pół otwartych i rozmawiała ze mną z pokoju. No, teraz się dowiemy, jak ją chłopiec zabawiał. Jakżeście się tam bawili?
— Bawiliśmy się chorągiewkami.
— Chorągiewkami?
— Tak! Estella machała niebieską chorągiewką, ja czerwoną, a pani Chewiszem machała z okna karety chorągiewką, usianą maleńkiemi złotemi gwiazdkami. Potem wszyscyśmy zaczęli machać szpadami i krzyczeć: hurra!
— Szpadami? — powtórzyła siostra. — Skąd wzięliście szpady?