— No, chłopcze! Co robiła, gdyś przyszedł do niej?
— Siedziała w czarnej, aksamitnej karecie.
Pan Pembelczuk i pani Józefowa popatrzyli na siebie i razem powtórzyli:
— W czarnej, aksamitnej karecie.
— Tak — rzekłem. — A panna Estella — jej krewna, jak myślę — podawała jej na złotym półmisku pieczywo i wino przez okno karety. I nam wszystkim też podawano pieczywo i wino na złotych talerzach. Ody je wziąłem, kazała mi usiąść na stopniach karety i jeść.
— A był tam kto — jeszcze?
— Cztery psy.
— Wielkie, czy małe?
— Ogromne. Biły się one o cielęce kotlety, które podawano im w srebrnym koszyku.
Pan Pembelczuk i pani Józefowa z większem jeszcze zdziwieniem popatrzyli na siebie. Kłamałem bezczelnie, jak świadek, którego badają na torturach i za nic nie powiedziałbym nic innego.
— Gdzież stała ta kareta, dlaboga? — spytała siostra.
— W pokoju pani Chewiszem.
— Ale koni nie było.
Wczas się spostrzegłem i dodałem tę uwagę, bo w mej wyobraźni przedstawiły się ra-
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/139
Wygląd
Ta strona została skorygowana.