Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Z bufetu — odpowiedziałem. — Widziałem tam pistolety, marmoladę... pigułki... W pokoju niema zupełnie światła dziennego i palą się woskowe świece.
— To prawda, pani! — rzekł pan Pembelczuk poważnym głosem. — Tak jest istotnie, sam to widziałem.
Tu oboje spoglądali na mnie, a ja ze swej strony nadałem swej twarzy dobroduszny wyraz, patrzyłem na nich i jakby od niechcenia poprawiałem spodnie prawą ręką. Gdyby zadali mi jeszcze parę pytań, bez wątpienia zdradziłbym się, choć już ułożyłem całą historyę o balonie, niezupełnie tylko byłem zdecydowany, co lepiej wybrać do opowiadania — czy to zjawisko, czy niedźwiedzia w browarze. Na szczęście byli tak zajęci widzianymi i opowiedzianymi przezemnie cudami, że skorzystałem z dogodnej sposobności i wymknąłem się czemprędzej. Wciąż jeszcze mówili o tem, gdy Józef skończył swą pracę i przyszedł wypić szklankę herbaty. Siostra raczej dla własnego uspokojenia, aniżeli z chęci przypodobania się Józefowi, opowiedziała mu wszystko, co słyszała odemnie.
Gdym nań spojrzał, jak otworzył szeroko swe błękitne oczy i z niemożliwem do opisania zdziwieniem oglądał się po kuchni, poczułem natychmiast straszne wyrzuty sumienia... nie tylko ze względu na niego, ale także i ze