Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żądano. Wreszcie raczyła odpowiedzieć, a wślad za tem pojawiła się na końcu korytarza świeca, błyszcząca, jak gwiazdka.
Pani Chewiszem kazała jej się zbliżyć, wzięła ze stołu naszyjnik, przyłożyła do jej wysmukłej szyjki, a potem do pięknych kasztanowatych włosów.
— Przyjdzie czas, gdy będzie on twoim, moja droga i możesz się nim cieszyć! A teraz pograj w karty z tym chłopcem!
— Z tym chłopcem! Przecież to prosty chłopiec z kuźni!
Nie zupełnie dobrze słyszałem, co powiedziała pani Chewiszem, ale zdawało mi się, że odpowiedziała:
— Cóż z tego! Możesz mu złamać serce.
— Jaką grę w karty umiesz, mały? — z największem lekceważeniem spytała mię Estella.
— Umiem grać tylko w „Żebraka“, panienko!
— Ograj go — rzekła Estelli pani Chewiszem.
Zasiedliśmy z Estellą przy kartach. Tylko tyle jeszcze zauważyłem, że w tej sali wszystko się już dawno zatrzymało w miejscu podobnie, jak kieszonkowy ścienny zegar. Widziałem, jak pani Chewiszem położyła naszyjnik na to samo miejsce na stole, z którego go