Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

u drzwi i ziewającego do aptekarza. Zegarmistrz, siedzący przy swym stoliku i oglądający przez lupę części zegarków, był widocznie jedynym człowiekiem na Hajd-Strit, który poważnie zajmował się swą pracą i skutkiem tego był przedmiotem podziwu dla uliczników, gapiących się na niego przez okna sklepu.
Śniadanie jadłem o ósmej godzinie rano wraz z panem Pembelczukiem w niewielkiej izbie z tyłu za sklepem, a pomocnik jego siedział na worku z grochem w sklepie i zajadał ogromny kawał chleba z masłem, popijając herbatą z glinianego kubka. Obecność pana Pembelczuka wprawiła mię w melancholię. Pominąwszy to, że podzielał on zasady mojej siostry i wymyślił dla mnie dyetę, umartwiającą ciało i formującą charakter, nie mówiąc o tem, że w tym celu dawał mi malutkie kawałki skórki z chleba, smarując je nieznaczną ilością masła i tak wiele dolewał mi gorącej wody do mleka, że już lepiej było zupełnie mleka nie dawać, ale cała moja z nim rozmowa odnosiła się prawie wyłącznie do arytmetyki. Ody nieśmiało życzyłem mu dobrego dnia, nadymając się, zapytał: „Siedm razy dziewięć?“ Czyż mogłem odpowiedzieć na tak nieoczekiwane pytanie, w tak dziwnem miejscu a do tego z pustym żołądkiem! Byłem głodny, ledwie zaś przełknąłem kąsek, znowu się zabrał do rachunków i pytał przez cały czas śniada-