Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ter kantoru kupca zbożem i nasionami. Na widok wielkiej ilości małych szuflad w jego sklepie zdawało mi się, że powinien być najszczęśliwszy z ludzi; bardzo zdziwiłem się, gdy zajrzałem do dwóch czy trzech niższych szuflad i zobaczyłem w nich ciemne papierowe torebki, w których były nasiona kwiatowe i cebulki, oczekujące ciepłych dni, aby wyjść ze swego więzienia i zakwitnąć.
Myśli te przyszły mi do głowy nazajutrz rano po moim przyjeździe do miasta. W wilią tego dnia wieczorem odrazu wyprawili mię spać na mezzonin z pochyłym sufitem, który tak nizko spuszczał się nad mojem łóżkiem, że między niem a memi brwiami była może jedna stopa oddalenia. Rano spostrzegłem dziwne podobieństwo, jakie zachodzi między nasionami a pluszem. Pan Pembelczuk nosił zawsze pluszowe ubranie, tak samo jak jego Pomocnik; plusz przechodził zapachem nasion, a nasiona zapachem pluszu, tak że trudno było po zapachu rozpoznać, co plusz a co nasiona. Prócz tego uderzył mię ten fakt, że pan Pembelczuk prowadził swój handel, spoglądając na przeciwległą stronę ulicy, gdzie znajdował się rymarz, który pracując, nie spuszczał oczu ze stelmacha, ten całe życie swoje trzymając ręce w kieszeniach od spodni, oglądał się za piekarzem, ów zaś ze swej strony ze złożonemi rękami, patrzył na kupca korzennego, stojącego