Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bym ja był uczonym... z obawy, abym nie powstał... jak to czynią buntownicy, rozumiesz?
Chciałem go prosić o objaśnienie mi tych słów i już zacząłem: — „Dlaczegóż...“ ale mi przerwał:
— Poczekaj chwilę! Wiem, co chcesz powiedzieć!... Poczekaj tylko chwilę... Nie przeczę, że siostra twoja rządzi nami, jak wielki mogoł... nie przeczę, że czasem tak wpadnie, że wzrokiem przydusi. W takiej chwili, gdy się wścieka — tu Józef zniżył głos i ze strachem spojrzał na drzwi — mimowoli powiesz, że to prawdziwa wiedźma.
Słowo to wymówił, jakby się zaczynało od całego tuzina „w“.
— Dlaczego nie powstanę? O to chciałeś się spytać, gdym ci przerwał?
— Tak.
— Tak — rzekł, przekładając pogrzebacz z prawej ręki do lewej, aby prawą poprawić swe bokobrody. Na widok tego ruchu straciłem nadzieję, czy doczekam się od niego jakiegoś postanowienia. — Tak, siostra twoja — ma głowę!... I jaką głowę.
— Co to znaczy? — spytałem w nadziei, że wprawię go w kłopot. Ale Józef szybciej się zoryentował, niż myślałem i ze swej strony zmieszał mnie swą odpowiedzią.
— Tak, ona ma głowę, — mówił. — A u mnie jaka głowa! I znów zaczął gładzić swe