Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sokich miejsc, wiele razy wpadałem w nizkie, wiele razy sam się skaleczyłem, wiele razy życzyła sobie, bym umarł, a ja zawsze wykręcałem się od śmierci.
Zdaje mi się, że Rzymianie męczyli się wzajemnie swymi długimi nosami; czyż nie dlatego byli oni tak niespokojnego, popędliwego usposobienia? Jakkolwiek było, rzymski nos Pana Uopsela pozbawiał mnie bezustannie spokoju i nieraz gdy siostra opowiadała o mych postępkach, gotów byłem tak złapać go za nos, aby zawył na całe gardło. Ale wszystko, com przecierpiał dotąd, niczem było w porównaniu z tem, czegom doświadczył, gdy po opowiadaniu siostry nastąpiła przerwa, podczas której każdy uważał za swój obowiązek spojrzeć na mnie z niechęcią i wstrętem.
— Tak — rzekł pan Pembelczuk, starając się zwrócić uwagę ogółu na ten temat, od którego zboczyliśmy — szynka to doskonała rzecz! Nie prawdaż?
— Czy wuj nie zechce trochę wódki? — spytała siostra.
O, nieba! Zaczyna się...! Spróbuje jej, powie, że słaba i przepadłem! Silnie schwyciłem za nogę stołu i czekałem rozstrzygnięcia swego losu.
Siostra poszła po glinany gąsiorek, przyniosła go i nalała wódki jednemu tylko Pem-