Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spełniona przezemnie kradzież. Pani Józefowa krzątała się, przygotowując wszystko do zbliżającego się przyjęcia, a Józef siedział na stopniach za drzwiami, aby nie wpaść przypadkiem na koszyk ze śmieciem. Zawsze go los prześladował i Józef najczęściej cierpiał odeń wówczas, gdy siostra z największą troskliwością krzątała się, sprzątając we wszystkich kątach.
— Gdzieś przepadał, dyable?
Odpowiedziałem, żem poszedł posłuchać kolend.
— No, to dobrze! — odrzekła. — Można się było po tobie czegoś gorszego spodziewać.
Nie należy o tem wątpić, pomyślałem.
— Gdybym nie była żoną kowala i związaną z domem niewolnicą, która nigdy nie zdejmuje tego fartucha, takżebym z przyjemnością posłuchała kolend. Bardzo lubię kolendy, może dlatego, że nigdy nie mogę ich słyszeć.
Józef ośmielał się wejść do kuchni dopiero Po wyniesieniu kosza ze śmieciami. Za każdym razem, gdy pani Józefowa patrzyła na niego, lewą stroną ręki gładził się po nosie z dobrodusznym, łagodnym wyrazem; ale skoro tylko odwróciła się, krzyżował oba wskazujące palce, co było naszym umówionym znakiem w tych razach, gdy siostra była nie w humorze. Ten zaś stan, prawdę mówiąc, był jej stanem normalnym tak, że ja i on całymi