Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tygodniami, bywało, krzyżowaliśmy palce i przypominaliśmy sobą grobowce rycerzy ze złożonemi na krzyż nogami.
Dziś przygotowywano u nas wspaniały obiad, składający się z szynki, jarzyny i dwóch pulard. Pierog z mięsem był gotów już wczoraj (główny powód, że nie użyto doń drobno usiekanego mięsa), a pudding piekł się na ogniu. Skutkiem świątecznych przygotowań śniadanie nasze nie było wykwintne.
Nakrajała nam siostra tyle kawałków, chleba, jakby miała nakarmić nie jednego dorosłego człowieka i dziecko, lecz cały pułk i to po forsownym, marszu; chleb zapijaliśmy mlekiem, rozrobionymi wodą z dzbanka. Pani Józefowa tymczasem założyła czyste firanki, zmieniła stare nakrycie na kominku na nowe z kwiatami, poczem oczyściła pokój bawialny i zdjęła z mebli pokrycie, które zdejmowano zwyczajnie tylko raz do roku; pokrowce osłaniały także i cztery małe gliniane pudelki z czarnymi noskami i koszyczkami kwiatów w pyskach, stojące, na kamiennej podstawie, a podobne do siebie, jak krople wody. Pani Józefowa była skrzętną gospodynią i umiała porządek uczynić mniej miłym, i przyjemnym niż nieład. Systematyczność, podobnie jak i pobożność, ludzie często fałszywie pojmują.
Siostra była tak zajęta w tym dniu, że nie mogła iść do kościoła: poszliśmy więc we