Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 72 —

glądał się małej tak jakoś dziwnie i tkliwie, że Toby, chcąc myślom jego inny nadać kierunek, spytał, czy żyje jeszcze jego żona.
— Ja nigdy nie miałem żony — odparł tamten, potrząsając głową; — to córka mojego brata, sierotka. Ma już dziewięć lat, choć na to nie wygląda, ale teraz jest bardzo zmęczona i wyczerpana. Chcieli ją zabrać do Związku, dwadzieścia ośm mil od naszej wsi, i zamknąć wśród czterech ścian, jak to zrobili z moim starym ojcem, kiedy już nie mógł pracować; ale na szczęście ciążył im niedługo. Tedy ja ją wziąłem do siebie i odtąd żyje przy mnie. Matka jej miała tu krewniaczkę w Londynie. Staramy się ją odszukać, ale zbyt wielkie to miasto. Nie szkodzi; mamy za to dość miejsca, by się przechadzać. Nieprawdaż, Lilly?
Spojrzał dziecku w oczy z uśmiechem, który Toba wzruszył bardziej od łez. Uścisnął mu też rękę.
— Nie wiem nawet jak się nazywacie — mówił Fern — a jednak otworzyłem przed wami moje serce, gdyż jestem wam wdzięczny i mam do tego powód. Posłu-