Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 73 —

cham waszej rady i będę się strzec przed tym...
— Sędzią — dokończył Toby.
— Ach! — rzekł Fern. — skoro go tak nazywają, to niechże będzie sędzią. A jutro spróbuję lepszego szczęścia gdzieś w okolicy Londynu. Dobranoc! Szczęśliwego Nowego Roku!
— Poczekajcie! zawołał Toby, chwytając go za rękę — poczekajcie! Nowy Rok nie przyniósłby mi szczęścia, gdybyśmy się w ten sposób rozstali. Nowy Rok nie przyniósłby mi szczęścia, gdybym pozwolił błąkać wam się z dzieckiem po nocy. Nie znacie przecie miasta i nie macie noclegu. Chodźcie więc ze mną! Jestem biedny i ubogie mam mieszkanie, ale mogę wam udzielić noclegu bez szkody dla siebie. Chodźcie do mnie! Tak! Małą, ja poniosę — rzekł Trotty, biorąc dziewczynkę na ręce. — Maleństwo kochane! Mógłbym nosić ciężar dwadzieścia razy większy, i nie czułbym go nawet, powiedzcie, czy może idę za szybko. Bo przyzwyczajony jestem do szybkiego chodu. Zawsze tak biegam. Tak mówił Trotty, wykonując sześć drepcących kroków, gdy znużony jego towarzysz nadążał mu jednym krokiem, a cienkie nogi