Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 71 —

mnie jest wielu takich samych, ba, setki i tysiące.
Trotty wiedział, że tamten mówi prawdę i potakiwał ruchem głowy.
— W ten sposób zdobyłem sobie złą reputację — mówił znów Fern — i obawiam się, że jej sobie już nie poprawię. Człowiek nie powinien być posępny, a ja nim jestem, — chociaż Bóg wie, że pragnąłbym raczej być pogodny, gdybym mógł. Nie wiem, czy ten Alderman zbytby mi zaszkodził, gdyby mnie kazał zamknąć, a ponieważ nie mam nikogo, ktoby się za mną wstawił, więc prawdopodobnie by to zrobił; a widzicie... Palcem wskazał dziecko.
— Ładną ma buzię — rzekł Trotty.
— O tak — potwierdził Fern, przyczem delikatnie ujął ją obiema rękoma i zwróciwszy ku sobie, bacznie się jej przyglądał. — Nieraz tak myślałem. Nieraz tak myślałem, gdy ognisko moje było zimne, a szafa bardzo pusta. Tak też myślałem niedawno, gdy nas ujęto jak dwoje złodziejów. Ale ona... tego maleństwa nie powinni tak często niepokoić. Prawda, Lilly? Tak już człowieka udręczać nie powinni!
Coraz bardziej zniżał głos, a przy-